Z Limy przez kilka godzin trząsł nami autokar, który pewnie dostali w akcie darowizny od jakiegoś wschodnio-europejsko/azjatyckiego kraju. Pustynia ciągnąła się nieustannie, pozostawiając gdzieniegdzie pomiędzy latającymi ziarenkami piasku ziemanki, malutkie rozwalające się chatki, bez dachów, budy zrobione "z czegokolwiek" w sumie z wielu takich "czegokolwiek".
I wtedy nasz pędzący z zawrotną prędkością środek transportu zwolnił jeszcze bardziej, co sprawiło wrażenie, że zaraz stanie; zadławił się delikatnie, niezwykle subtelnie jak na takiego potwora i stanął. Po środku niczego.
Beastresowo ludzie zaczęli się rozglądać potem powoli leniwie wysiadać i lokować się w najbliższej okolicy. Stanowiło nią kikla siedlisk,kikla kamieni i stary zarośnięty roślinami amerykański samochód. Kierowca leżał pod autobusem od dłuższego czasu. Na pierwszy rzut oka wyglądało jakbyśmy kogoś przejechali. W ciągu kolejnej godziny z innego (jednakże nadal działającego) autokaru wysiadła do nas pani, która sprzedawała podróżnym suszone owoce, słodycze, napoje etc. Byliśmy wdzięczni tamtym pasażerom, że oddali nam 'swoją' sklepikarke. Kobieta dobrze wiedziała co robi wysiadając do nas. Tłum zmęczonych, rozgrzanych, zdezorientowanych (ale tylko niektorych i nie jakoś bardzo) istot włśnie na kogoś takiego czekał choć pewnie w większości o tym nie wiedział. W szybkim czasie zniknęły jej napoje, ubyło ciężaru a przybyło Soli. I wszyscy byli zadowoleni. Głosnymi oklaskami nagrodziliśmy kierowcę i jego pomocnika kiedy udało im się przywrócić pojazd do życia. Pojechaliśmy.
W Pisco zrzuciliśmy plecaki i poszliśmy przy pl.dArmas rozkoszować się Pisco sour - narodowym przysmakiem.....
*PRZEPIS NA PISCO*
rum z winogron - pisco
cukier (najlepiej w postaci ciekłej)
białko
limonki
lód
-proporcje trzeba wyczuć
-wszystko mieszać,ubijać w mixerkach ;)